Ale to już było
Mistrzostwa Europy w pływaniu na krótkim basenie (25m) zakończone. Ostatniego dnia zawodów w Herning doczekaliśmy się jeszcze kilku ciekawych występów polskich reprezentantów, spośród których najbardziej w pamięci mógł utkwić start naszych zawodniczek w finale rywalizacji sztafet 4x50 m stylem zmiennym. Polki do samego końca walczyły o medal, ale ostatecznie zostały zdyskwalifikowane.
Za nami już obie najważniejsze imprezy pływackie w tym roku: Mistrzostwa Świata w Barcelonie i duński czempionat Starego Kontynentu. Co ciekawe, w obu przypadkach ostatni polski start kończył się identycznie - dyskwalifikacją sztafety zmiennej za falstart na zmianie w stylu motylkowym. W stolicy Katalonii minimalnie za szybko do wody wskoczył Paweł Korzeniowski i o występie w finale na dystansie 4x100 metrów trzeba było zapomnieć.
W Herning Polki weszły do finału na dystansie 4x50 m stylem zmiennym z trzecim czasem kwalifikacji (1:47.61), płynąc w składzie: Aleksandra Urbańczyk-Olejarczyk, Dominika Sztandera, Anna Dowgiert i Alicja Tchórz. Dokładnie w takim samym składzie, bojowo nastawione, rozpoczęły walkę o medale ostatniej konkurencji zawodów. Po pierwszej zmianie nasza sztafeta znajdowała się na pierwszej pozycji, ex aequo z Dunkami (26.47 s uzyskały Urbańczyk i Mie Nielsen). W stylu klasycznym bardzo dzielnie radziła sobie z kolei Sztandera, która utrzymała kontakt z czołówką. Wtedy do wody wskoczyła Dowgiert. Zawodniczka Śląska Wrocław zaryzykowała i zrobiła to o ułamek sekundy za wcześnie (czas reakcji: -0.09). Niczego nie świadome Polki dalej próbowały dopaść czołówkę. Na ostatnich 50 metrach dobrze spisała się Alicja Tchórz i nasze Biało-Czerwone finiszowały na czwartej pozycji (1:46.12), trzecią lokatę przegrywając ze Szwedkami o zaledwie cztery setne sekundy.
Komunikat o dyskwalifikacji szybko pozbawił nas czwartego miejsca, Polki nie zostały sklasyfikowane. Minimalna porażka w walce o brązowy medal byłaby jednak równie ciężka do przełknięcia, zwłaszcza po tym, jak świetnie zaprezentowały się nasze zawodniczki w dzisiejszym finale.
Ostatni wyścig mistrzostw miał być wielkim świętem dla gospodarzy. Ich "dream team", złożony z Mie Nielsen, Rikke Moeller Pedersen, Jeanette Ottesen i Pernille Blume zajął jednak w finale drugie miejsce, za Rosjankami. Gospodynie prowadziły jeszcze na ostatniej zmianie, ale Blume okazała się słabsza od szesnastoletniej Rozalii Nasretdinowej. Nie sposób natomiast przejść obojętnie obok rezultatu uzyskanego na drugiej zmianie w rosyjskim zespole przez Yulię Efimovą, która 50 m stylem klasycznym pokonała w czasie 28.30 s (!), a zatem jeszcze szybciej niż dwa dni temu w finale rywalizacji sztafet mieszanych. Zawodniczki Sbornej ostatecznie uzyskały dziś rezultat 1:44.67, który oczywiście natychmiast ogłoszono rekordem świata. Określanie go takim mianem jest jednak kompletnym nieporozumieniem. Był to kolejny przypadek na duńskich zawodach, kiedy "najlepszy wynik w historii" (bo chyba właśnie o taki rezultat w tym wypadku powinno chodzić?!) jest gorszy od... rekordu Europy i to o niemal dwie sekundy.