Wojciech Makowski: Myślałem, że mnie rozniesie
W 2016 roku rządził i dzielił w stylu grzbietowym wśród pływaków niewidomych na całym świecie. Odnosił również sukcesy na dystansach kraulowych. Z igrzysk w Rio wrócił z srebrnym krążkiem. Głosami naszej kapituły został jednogłośnie wybrany najlepszym pływakiem niepełnosprawnym. Zapraszamy do rozmowy z Wojciechem Makowskim, który pokazuję, że niemożliwe nie istnieje.
To nie jest nasza pierwsza rozmowa na łamach tego portalu, ale można śmiało powiedzieć, że od tej pory wiele się zmieniło w Twoim życiu.
Tak naprawdę można powiedzieć, że i tak i nie. (śmiech) Z tego, co pamiętam to rozmawialiśmy przed igrzyskami. Z Rio wróciłem ze srebrnym krążkiem i spełniłem swoje marzenie. Jednak to już było pół roku temu. Chcąc dalej liczyć się w walce o najwyższe cele musiałem szybko wrócić do trybu ciężkiej pracy. Trzeba mocno stąpać po ziemi. Wiadomo, że sukces cieszy, ale przede mną walka o kolejne osiągnięcia. Całe moje życie podporządkowane jest pod pływanie. To żadna tajemnica, że w naszym kraju sport paraolimpijski nie jest jeszcze aż tak popularny i osoba, która zdobywa medal nie żyje tak, jakby przekroczyła bramy nieba… (śmiech) Dalej muszę ciężko pracować, aby spełniać swoje marzenia.
Ale czy czujesz się po tych igrzyskach bardziej rozpoznawalny?
To jest tak, że te pierwsze 3 miesiące po igrzyskach były bardzo intensywne, jeśli chodzi właśnie o zainteresowanie mediów. Byłem również zapraszany na spotkania do przedszkoli i szkół, gdzie mogłem rozmawiać z dziećmi. Na pewno nie zapomnę spotkania w liceum, w którym się uczyłem. Moja wychowawczyni z dyrekcją szkoły wraz z obecnymi uczniami przygotowali mi takie powitanie w starych murach, że do tej pory mam ciarki, jak sobie o tym przypomnę. To było niesamowite przeżycie. Tak jak mówiłem wcześniej, dobrze wiem o tym, że nie należy skupiać się na - nazwijmy to - sławie, tylko jak najszybciej chciałem wrócić do treningu i skoncentrować się na mojej robocie.
Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego jak żyją osoby niepełnosprawne. Czy zadano Ci jakieś pytanie, które zapadło Ci bardzo w pamięci?
Na pewno było kilka takich pytań, ale tak jak to zwykle bywa, teraz sobie nie mogę nic przypomnieć. (śmiech) Mój kolega na spotkaniu z dzieciakami opowiadał o tym, że istnieją protezy nogi czy ręki. W pewnym momencie padło pytanie, czy istnieją protezy głowy. (śmiech) Pewne jest natomiast to, że im dzieciaki są młodsze, tym pytają więcej i przede wszystkim bez żadnych skrupułów ani wstydu i to jest w nich piękne.
Jesteś osobą niewidomą, która przy pomocy innych zmysłów widzi świat. Powiedz mi jak Ty odbierałeś igrzyska? Np. ceremonia otwarcia to dla każdego sportowca wielkie wydarzenie.
Tak to prawda. Doskonale pamiętam samo otwarcie. Byłem bardzo zaskoczony jak kibice brazylijscy nas odbierali. Oczywiście jak każda reprezentacja ustawialiśmy się grupą przed stadionem – legendarną Maracaną. Ludzie podchodzili do nas, krzyczeli, chcieli się przywitać. To było coś fantastycznego. Pomyślałem sobie wtedy, czy to się dzieję naprawdę? Czy oni tak sami z siebie? Gdy już byliśmy na stadionie to wypełniała mnie duma, że mogę reprezentować swój kraj. Na pewno będę to zawsze pamiętał.
Przenieśmy się teraz do Twojego finału igrzysk paraolimpijskich. Wiadomo, że jako osoba niewidoma jesteś zaprowadzana na start przez przewodnika, który jednocześnie jest taperem, czyli osobą, która sygnalizuje Ci, że dopływasz do ściany. Chciałem zapytać jak dowiedziałeś się o tym, który jesteś?
Pamiętam jak dopłynąłem do ściany i wtedy sobie pomyślałem, że już jest po wszystkim. Co się miało wydarzyć, to właśnie się stało. Niestety obowiązuje przepis, moim zdaniem niepotrzebny, który mówi, że twój przewodnik nie może się do ciebie odzywać przed i po twoim starcie. Wiadomo, że jeśli chodzi o moment przed startem to wszystko jest jasne, żeby nie przeszkadzać innym zawodnikom, ale już jak dopłynę do ściany, to fajnie byłoby wiedzieć od razu, który jestem. Pamiętam, że jak przepływałem pod linami, żeby dostać się do drabinki, to myślałem, że mnie rozniesie. Jeszcze później kontrola okularków i czepka przez sędziego i dopiero wtedy przewodnik mógł mi powiedzieć, który byłem. Ja wcześniej słyszałem, że padł rekord świata, coś tam trener mi mówił, że płynęliśmy równo. To na pewno był dla mnie bardzo stresujący moment oczekiwania na poznanie wyniku, chyba jeszcze bardziej niż sam start. (śmiech)
Sam powiedziałeś, że wróciłeś już do normalnego treningu. Do czego się teraz przygotowujesz?
Celem najważniejszym są na pewno mistrzostwa świata, które odbędą się na przełomie września i października. Tam będę chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Wiadomo, że gdzieś w głowie są też igrzyska w 2020 r., ale to jest jeszcze bardzo daleko.
Komentator Przemysław Babiarz powiedział kiedyś, że paraolimpijczycy mogą być inspiracją dla innych ludzi. Co mógłbyś powiedzieć osobie, która teraz czyta ten tekst, a sama nie ma za bardzo pomysłu na siebie?
Myślę, że w takich chwilach ciężko powiedzieć coś takiego, co od razu trafi do drugiego człowieka. Mówienie, żeby się nie przejmować, że będzie dobrze i tak zbyt nie pomoże. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że jeszcze 3,5 roku przed tym jak odebrałem medal w Rio nie trenowałem wyczynowo pływania. Tak to nasze życie jest skonstruowane, że nie wiemy, co się wydarzy za dzień, za tydzień czy za miesiąc. Jedno jest pewne, jeśli będziemy siedzieć w bezruchu to nic nie zmienimy. Jedynym sposobem jest podjęcie próby, żeby coś zmienić. Wydaje mi się, że w sporcie jest tak jak w życiu. W nim również często trzeba rywalizować i nie poddawać się. Mam nadzieję, że taka historia jak moja pokazuję, że można w każdej chwili być zaskoczonym przez własne życie i to, co nam może przynieść.