MŚ: Kangur na rozdrożu
Stara śpiewka... Chyba powoli można już zacząć powtarzać te słowa w stosunku do niektórych Australijczyków startujących w najważniejszych międzynarodowych imprezach. Najpierw szaleją na krajowych kwalifikacjach, później zawodzą, kiedy ich kibice oczekują od nich czegoś jeszcze lepszego. Dziś zawód swoim fanom na Antypodach sprawili David McKeon i Bronte Barratt w kwalifikacjach 400 m stylem dowolnym.
Oboje nie zakwalifikowali się do wieczornych finałów, oboje popłynęli ponad sześć (!) sekund wolniej niż na Mistrzostwach Australii. McKeon wciąż legitymuje się drugim w tym roku czasem na świecie i był uważany za jednego z kandydatów do medalu. Podobnie było z jego reprezentacyjną koleżanką. Nic z tego, po raz kolejny zawiedli (bardzo podobna sytuacja miała miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie). Taka sytuacja staje się dla Australijczyków coraz większym problemem. Utrzymanie formy pomiędzy krajowymi kwalifikacjami, a najważniejszą imprezą sezonu wydaje się przerastać możliwości niektórych zawodników. A może problem leży gdzieś indziej...
Bardzo pewnie w porannej sesji radzili sobie faworyci na dystansie 400 m stylem dowolnym. Sun Yang uzyskał najlepszy czas wśród mężczyzn i być może wieczorem zaatakuje rekord świata Paula Biedermanna. Natomiast w rywalizacji kobiet z pierwszego miejsca do finału weszła Katie Ledecky, która poprawiła swój rekord życiowy (4:03.05) i "pogroziła palcem" swojej najgroźniejszej rywalce, Camille Muffat. Francuzka była rano dopiero szósta (4:05.53).
W grze wciąż liczą się natomiast australijskie sztafety. Wśród pań wszystko powinno się rozstrzygnąć pomiędzy zawodniczkami z Antypodów i Amerykankami. Dużo ciekawiej będzie wśród mężczyzn, gdzie kandydatów do złota będzie aż czterech. Oprócz pływaków z USA i Australii, do walki włączą się na pewno Francuzi i Rosjanie. To będą prawdziwe gwiezdne wojny - już od 18:00!