Królowa balu
Końcowe odliczanie: 7 dni
Michael Phelps zawdzięcza jej niemal wszystko. Po rozstaniu z mężem nie miała lekkiego życia, wychowując samotnie trójkę dzieci. Poradziła sobie jednak ze wszystkim, nawet z opanowaniem skupiającego na sobie całą uwagę, nadpobudliwego syna. Dziś Deborah Phelps obchodzi swoje urodziny.
Mała Debbie Davisson dorastała w malutkiej miejscowości, Westernport, w stanie Maryland. Tam też się uczyła i trafiła do Bruce High School. Po ukończeniu szkoły w 1969 roku przeniosła się na studia do Zachodniej Wirginii, by w Fairmont State College spędzić cztery piękne lata swojego życia.
Wyrosła na bardzo urodziwą kobietę, na jednej ze szkolnych imprez w 1971 roku została nawet królową świątecznego balu organizowanego przez jej uczelnię. Już wtedy jej partnerem był niejaki Fred Phelps, późniejszy ojciec Hilary, Whitney i Michaela. Sama Debbie wspomina, że jej relacje z Fredem były wymarzone i wszystko układało się jak w bajce. W 1994 roku ich związek dobiegł jednak końca i para wzięła rozwód.
Młoda panna Davisson była bardzo aktywną studentką. Uwielbiała grać w siatkówkę i koszykówkę, skakała wzwyż. Bardzo mocno udzielała się też w swoim studenckim stowarzyszeniu Phi Mu. Zaraz po ukończeniu college'urozpoczęła pracę. Została nauczycielką domową, uczyła ekonomii. Z czasem przeniosła się jednak do szkoły w Baltimore, którą zostawiła w 2012 roku. Objęła wtedy swoją opieką fundację pomagającą pozyskiwać fundusze dla szkół.
W międzyczasie wydarzyło się w jej życiu bardzo dużo. Najpierw, w 1978 roku, urodziła się Hilary, dwa lata później na świat przyszła Whitney. Wtedy mówiła, że ma dwójkę dziewczynek, które bawią się lalkami, a dookoła jej znajomi próbują upilnować swoich małych chłopców wspinających się po meblach i rozbijających lampy. Żartowała do sąsiadów „Co z Wami? Nie potraficie ich wychować?!”. Wtedy pojawił się Michael i na własnej skórze przekonała się, że nie jest to takie proste. Po dziewięciu latach od jego narodzenia została sama z trójką dzieci. Spore problemy sprawiała jej wtedy młodsza z córek, którą sama określiła kiedyś jako „rebeliantkę”. Do tego doszła wiadomość o zdiagnozowaniu u Michaela ADHD. Poświęciła się swoim dzieciom i robiła wszystko by niczego im nie brakowało.
Z Michaelem wypracowała specyficzną relację. Regularnie woziła go na treningi pływania, do niczego go nie zmuszając. Chciała, żeby sam wybrał, co chce w życiu robić. A młody Phelps lubił uprawiać różne sporty: baseball, piłkę nożną, a nawet lacrosse. Ostatecznie postawił jednak na pływanie. Kiedy po jednym ze startów cisnął ze złości swoimi pływackimi okularami, doszli wspólnie do wniosku, że od teraz Debbie będzie pokazywać synowi dłonią literkę C (jak „compose yourself” – ochłoń). Jakież było jej zdziwienie, kiedy pewnego dnia zdenerwowała się przy gotowaniu obiadu, a chwilę później spojrzała na Michaela i zobaczyła go uśmiechniętego i trzymającego palce ułożone właśnie w literę „C”.
Phelps nie lubił czytać, jednak zaradna mama również na to znalazła sposób. Zaczęła mu podrzucać sportowe gazety i była zadowolona, kiedy ten chociażby spojrzał na podpis pod jakimś zdjęciem. Z czasem zaczął jednak wciągać się w kolejne artykuły. Wtedy poszła o krok dalej, proponując mu różne książki o sportowej tematyce. Wykorzystała to zainteresowanie również w matematyce. Zatrudniła korepetytora, któremu zaproponowała, żeby zadawał Michaelowi zadania typu „Ile czasu zajmie zawodnikowi pokonanie 500 metrów, jeżeli płynie z prędkością trzech metrów na sekundę?”. Tak doszła do perfekcji w wychowaniu człowieka, który kilka lat później stał się ikoną pływania i wzorem dla wielu młodych ludzi.
Zmieniło się wiele, ale przez ostatnie lata cała czwórka w komplecie widywała się głównie na zawodach. Nie tylko tych, w których startował Michael. O ile w karierze Whitney przeszkodziły kontuzje, o tyle Hilary (która szybko znudziła się pływaniem) odnalazła się ostatnio w… triathlonie. Kiedy w 2010 roku po raz pierwszy ukończyła zawody Ironman (3,86 km pływania, 180,2 km jazdy na rowerze i 42,195 km biegu), po dotarciu na metę usłyszała od Michaela, że on sam nigdy w życiu nie zrobił nic bardziej niesamowitego, czym doprowadził całkowicie wycieńczoną Hilary do ogromnego wzruszenia. Ich siła zawsze tkwiła w rodzinie…