Wywiady

Katarzyna Baranowska: Teraz naprawdę się tym bawię

Szymon Gagatek 2016-05-18 16:25

Po ośmiu latach przerwy Katarzyna Baranowska ponownie stanęła na słupku startowym podczas wielkiej międzynarodowej imprezy. Powrót na pływackie salony na dystansie 200 m stylem zmiennym rozpoczął się bardzo obiecująco, ale zawodniczka AZS AWFiS Gdańsk nie utrzymała dobrego tempa do końca wyścigu i ostatecznie zajęła 31. miejsce. 

Partnerem relacji z mistrzostw Europy w Londynie jest Małopolski Okręgowy Związek Pływacki.

Co takiego wydarzyło się dziś rano?

Rano, wczoraj i przedwczoraj pływało mi się bardzo fajnie, naprawdę. I sprinty mi coraz szybciej wychodziły, i cała reszta też. Tylko że wskoczyłam do wody i totalnie odcięło mi nogi, zresztą było to widać.

Myślisz, że mogło być tak, że forma szczytowa przyszła za wcześnie, na mistrzostwa Niemiec?

Nie ma mowy o szczytowej formie, bo przed mistrzostwami Niemiec rozwaliłam kark, drugiego dnia w Berlinie uszkodziłam sobie palca - na 50 m stylem grzbietowym oczywiście - a teraz byłam chora. Wychodzi na to, że pretenduję do Bomby Roku – czyli jak można się pogorszyć o trzy sekundy w trakcie tygodnia. Nie każdy to potrafi. (śmiech)

Poczułaś atmosferę zawodów? Brakowało Ci tego przez te 8 lat?

Nie. Nie tyle, że nie brakowało, co nie czuję atmosfery mistrzostw. Śmiałam się właśnie do Michała (Michaela Bryji, trenera Baranowskiej - przyp. red.), że basen jest mega podobny do tego w Berlinie, więc nie ma takiego efektu „wow!”. Jest ten sam układ - niecka, trybuny - wszystko podobnie. Tylko w Berlinie zazwyczaj siedzimy sobie za skoczniami. 

Przed Tobą mistrzostwa Polski. W jakich konkurencjach wystartujesz w Szczecinie?

Na 200 i 400 metrów stylem zmiennym i 100 żabą. 

Czyli myśli jeszcze o Rio? Nie rezygnujesz z walki o Igrzyska?

Ja w ogóle tej walki nie prowadzę. 

No właśnie. To nie jest tak, że jesteś załamana po tym starcie i myślisz sobie, że to jest jakiś koniec świata.

Zdecydowanie nie. Może mało osób to zrozumie, ale w chwili obecnej naprawdę się tym bawię. Od początku tego roku różnie bywało ze zdrowiem i treningami. Doszłam do wniosku, że mam plany na swój rozwój, muszę też normalnie pracować i jakoś żyć w Niemczech, więc dla mnie każde zawody, start, trening to niesamowity „fun”. Ok, dzisiaj bardzo bolało i po starcie nie miałam zbyt wiele radości, gdy – jeżeli można to tak ująć – wymiotowałam swoimi wspomnieniami w toalecie, ale tak czy inaczej, nie robię tego dla wyników, dla czasu, dla ścigania, żeby być pierwsza, tylko dlatego, że to uwielbiam. A kwalifikacje na Igrzyska… Jeżeli się uda – będzie świetnie, jeżeli się nie uda – też będzie świetnie.