Co się odwlecze… - historia Cheta Jastremskiego (część 3.)
To już przedostatnia część historii człowieka, który zmienił światowe pływanie. Jastremskiemu w końcu zaczęło dopisywać szczęście, pojechał na igrzyska, w Tokio zdobył nawet brązowy medal na dystansie 200 m stylem klasycznym. Cztery lata później został mistrzem olimpijskim, choć nigdy nie stanął na najwyższym stopniu podium.
CZĘŚĆ 1. -> Człowiek, który zmienił styl klasyczny
CZĘŚĆ 2. -> Najlepszy pływak na świecie
Nagła zmiana planów
Jeszcze przed ukończeniem studiów Jastremski doczekał się wyjazdu na Igrzyska… Panamerykańskie. Nie był to zapewne szczyt jego marzeń, ale w 1963 roku godnie reprezentował Stany Zjednoczone w Sao Paulo. W walce o medale popłynął znacznie wolniej niż dwa lata wcześniej, kiedy ustanawiał rekord świata, ale czas 2:35.4 wystarczył, by zdeklasować resztę stawki. Zawodnika, który zdobył srebrny medal, swojego rodaka Kena Mertena, wyprzedził o równe trzy sekundy.
Później nadszedł czas być może najważniejszej decyzji w jego życiu: co robić dalej ze swoją sportową karierą? W połowie 1963 roku został absolwentem Indiana University i, jak już wiemy, poważnie myślał o rozpoczęciu studiów medycznych. Dla młodego chłopaka, który nie mógł zarabiać na uprawianiu pływania (będącego wtedy jedną z wielu całkowicie amatorskich dyscyplin), była to okazja na godne dorosłe życie. Dwudziestodwulatek z Toledo wciąż był jednak jednym z najlepszych żabkarzy świata, a przecież zbliżały się igrzyska w Tokio.
Jastremski zaryzykował i w momencie, gdy wszyscy myśleli, że zakończy swoją przygodę z pływaniem, postanowił… przełożyć plany związane z dalszym kształceniem o rok! Tak bardzo pragnął w końcu pojawić się na najważniejszej sportowej imprezie na świecie, że przez kolejne miesiące ciężko trenował pod okiem Jamesa Counsilmana.
Brąz bez odpuszczenia
Do Astorii w stanie Nowy Jork Jastremski pojechał świetnie przygotowany, być może był nawet wtedy w swojej życiowej dyspozycji. Drugiego dnia zawodów wystartował w kwalifikacjach 200 m stylem klasycznym i uzyskał czas 2:28.2, poprawiając o niemal półtorej sekundy najlepszy czas w historii tej konkurencji, który już od ponad trzech lat również należał do niego. Był to jego dziewiąty i zarazem ostatni indywidualny rekord świata na długim basenie w karierze. W wyścigu finałowym również imponował szybkością, zanotował wynik 2:28.7 i zwyciężył z olbrzymią przewagą nad rywalami. Wreszcie spełniło się jego wielkie marzenie – zapewnił sobie miejsce w amerykańskiej kadrze na igrzyska olimpijskie. Co ciekawe, Chet nawet nie próbował wywalczyć kwalifikacji na dystansie o połowę krótszym. W ogóle nie zgłosił się do udziału w tej konkurencji.
Rywalizacja żabkarzy na 200 metrów rozpoczęła się w Tokio 13 października. Jastremski wystartował w kwalifikacjach, uzyskał bardzo dobry czas (2:30.5) i z trzecim wynikiem wszedł do półfinałów. Następnego dnia wystąpił w pierwszym wyścigu, cały dystans pokonał w 2:32.1 i zajął pierwsze miejsce. W drugim półfinale szybciej popłynęła trójka zawodników. Wielki dzień w końcu nadszedł, Jastremski stanął na słupku oznaczonym numerem 6 i wskoczył do wody. Dwie i pół minuty później (dokładnie 2:29.6) cieszył się już z brązowego medalu. Dał się wyprzedzić jedynie dwóm zawodnikom. Mistrzowski tytuł wywalczył Ian O’Brien z Australii, który odebrał Jastremskiemu rekord świata, uzyskując 2:27.8. Drugi był Heorhiy Prokopenko ze Związku Radzieckiego (2:28.2).
Pomiędzy zawodami w Astorii i zmaganiami w Tokio amerykańskich pływaków czekało „tradycyjne” dla ich pływania sześć tygodni przerwy. W tym czasie Jastremski nie przestawał ciężko trenować. Po latach Counsilman przyznał, że to był najprawdopodobniej jego wielki błąd i Chet był po prostu przemęczony. Sam „Doktor” był bowiem przekonany, że jego podopieczny powinien zdobyć olimpijskie złoto z łatwością i coś w jego przygotowaniach musiało pójść nie tak.
Trochę szczęścia w tym pechu
Po igrzyskach w Japonii Jastremski w końcu mógł bez reszty oddać się nauce medycyny na Indiana University. Czas studiów na jednej z najlepszych uczelni z tym kierunkiem w całych Stanach Zjednoczonych przypadł akurat na okres pomiędzy Tokio a Meksykiem. Całkowicie pływania nie zostawił, ale miał jednak ograniczone możliwości treningu. Zbliżały się kolejne olimpijskie kwalifikacje, a jego forma była wielką niewiadomą. W Long Beach ponownie wystartował w obu konkurencjach w stylu klasycznym, obie kończąc na piątej pozycji (w finałach uzyskując czasy 1:08.55 i 2:31.78). Na dystansie 100 metrów przegrał między innymi ze swoimi kolegami z Bloomington: Donaldem McKenzie’m i innym pływakiem polskiego pochodzenia, Davidem Perkowskim (materiał na zupełnie inną historię: Perkowski również miał polskie korzenie, także ukończył studia medyczne i pracował jako lekarz, a wyróżniał się tym, że radził sobie w wodzie świetnie, pomimo usunięcia mu w wieku 7 lat jednej z nerek, po tym jak uległ poważnemu wypadkowi jadąc na rowerze).
Jastremski w finale 100 m stylem klasycznym do trzeciego na mecie Perkowskiego stracił zaledwie trzy dziesiąte sekundy. Wydawało się, że będzie musiał pożegnać się z szansą na występ w Meksyku, ale wtedy w końcu uśmiechnęło się do niego szczęście. Brian Job, który w tej konkurencji był czwarty, wygrał rywalizację na 200 m stylem klasycznym i zwolniło się miejsce rezerwowego w sztafecie 4x100 m stylem zmiennym. Podjęto decyzję, że w tej roli na igrzyska pojedzie właśnie Chet.
Dokładnie 26 października Jastremski zaliczył swój start w kwalifikacyjnym wyścigu sztafetowym. Popłynął oczywiście na drugiej zmianie, uzyskał czas 1:09.3. Amerykanie bez problemów awansowali do finału z pierwszego miejsca. W walce o medale Cheta zastąpił Donald McKenzie, a reprezentanci USA wyraźnie wyprzedzili NRD i ZSRR, bijąc przy okazji rekord świata. Jastremski jako członek drużyny został zatem mistrzem olimpijskim, choć na podium w Meksyku oczywiście się nie pojawił.
Godzina piąta, minut trzydzieści
Kolejne cztery lata upłynęły mu na służbie wojskowej, w czasie której był lekarzem amerykańskiej armii. W 1972 roku 31-letni Chet postanowił powalczyć o olimpijską przepustkę raz jeszcze, tym razem w Portage Park w stanie Illinois. Kwalifikacje do amerykańskiej kadry odbyły się na początku sierpnia, musiał więc szybko rozpocząć krótkie i intenstywne przygotowania. Już wtedy raczej wiedział, że jego rozbrat z pływaniem był zbyt długi i nic wielkiego z tego nie będzie.
I rzeczywiście, Jastremskiemu nie udało się nawet wejść do finałowej ósemki na 100 i 200 m stylem klasycznym. Dwie długości basenu pokonał w czasie 1:09.30, co dało mu siedemnastą lokatę. Pozycję niżej został sklasyfikowany na dwukrotnie dłuższym dystansie (2:33.51). W ten sposób „Chet the Jet” definitywnie pożegnał się z wyczynowym pływaniem.
Najlepsza decyzja Marka Spitza
Na igrzyska pojechali inni, między innymi Mark Spitz, który właśnie w Monachium stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych i utytułowanych olimpijczyków, zdobywając siedem złotych medali – rekord niepobity aż do 2008 roku, kiedy to w Pekinie Michael Phelps ośmiokrotnie stawał na najwyższym stopniu podium. Swój wkład w sukces Spitza miał nawet Jastremski, który lubił wspominać jak wraz z kolegami namawiał go na rozpoczęcie studiów na Indiana University i treningi pod okiem Jamesa Counsilmana. Po latach „Mark the Shark” twierdził, że dołączenie do zespołu Hoosiers było najlepszą decyzją w jego sportowym życiu.
Wbrew pozorom, igrzyska w Meksyku w 1968 roku nie były ostatnimi, na których pojawił się Jastremski. W 1976 roku reprezentował Stany Zjednoczone w Montrealu, a cztery lata później pojawił się w… Moskwie. Jak do tego doszło? Przekonacie się czytając czwartą i ostatnią część naszej historii!