Olimpijska kwarantanna. Co z igrzyskami?
Dokładnie wczoraj w słonecznym Riccione u wybrzeży Adriatyku miały się rozpocząć mistrzostwa Włoch. Karuzela olimpijskich kwalifikacji w pływaniu miała się rozkręcać na całym świecie, docelowo kierując się w stronę Tokio. W ciągu kilku ostatnich tygodni, a nawet dni, wszystko wywróciło się jednak do góry nogami, a pod znakiem zapytania stanęło nawet rozegranie igrzysk.
W Italii nikt nie myśli obecnie o pływaniu. Liczba zgonów spowodowanych koronawirusem niebezpiecznie zbliża się do tej odnotowanej przez Chińczyków, po ulicach spaceruje wojsko, ludzie poza wyjątkowymi sytuacjami nie mogą opuszczać swoich domów, a papież Franciszek błogosławi świat mając przed oczami pusty plac św. Piotra - niczym w apokaliptycznej wizji reżysera wysokobudżetowego filmu katastroficznego. Co gorsza, wirus błyskawicznie rozprzestrzenił się po całym globie i dziś Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) już otwarcie mówi o pandemii. Zamknięte szkoły, uczelnie, praca zdalna w wielu przedsiębiorstwach, powszechna izolacja, zamykanie granic i ograniczenie przemieszczania się środkami transportu to rozwiązania przyjmowane błyskawicznie w kolejnych państwach - nawet tych, które początkowo miały do całej sprawy zupełnie inne nastawienie. Nowoczesny świat stanął przed obliczem wyzwania, z którym jeszcze się nie mierzył.
Wobec tych wydarzeń wszystko, co dzieje się wokół sportu wydaje się błahe. Swego czasu św. Jan Paweł II czy Franz Beckenbauer lubili mówić, że piłka nożna to najważniejsza z najmniej ważnych rzeczy na świecie. Dziś można to powiedzenie z łatwością odnieść do całego sportu. O ironio, zszedł na dalszy plan w najmniej oczekiwanym momencie. W roku, w którym szczególnie celebrujemy najlepszych, najszybszych, najmocniejszych, najwytrwalszych. W roku olimpijskim. Nowożytna historia pamięta trzy przypadki, w których o igrzyskach trzeba było zapomnieć. W 1916, 1940 i 1944 roku najważniejszą imprezę sportową czterolecia odwoływano z powodu wojen światowych. Tym razem o całkowitym anulowaniu imprezy oczywiście nikt nie chce słyszeć.
MKOl się nie poddaje. Wczoraj wydano oświadczenie, w którym władze Komitetu ponownie wyraziły chęć rozegrania igrzysk w pierwotnym terminie. Pomijając to czy Bach i spółka tylko grają na czas i czekają na ruch gospodarzy, który może uratować ich sponsorskie kontrakty, czy też faktycznie wciąż wierzą w szczęśliwe rozstrzygnięcie, jedna myśl nasuwa się sama. Zmagania pływaków po storpedowanych problemami przygotowaniach mogą okazać się loteryjne bardziej niż EuroJackpot. Nawet przy sugerowanych przez MKOl rozwiązaniach, takich jak wydłużenie okresu kwalifikacyjnego, powiększenie puli startujących zawodników czy obniżenie minimów.
Rozgrywać igrzyska za wszelką cenę w pierwotnym terminie można, ale czy trzeba? Być może lepiej byłoby przesunąć je nawet w okolice terminu, w którym rozegrano je w Tokio w 1964 roku (10-24 października). Być może nie będzie innego wyjścia. Sytuacja jest przecież dynamiczna, wszystko zmienia się z dnia na dzień i, niestety, można odnieść wrażenie, że wszystko dopiero nabiera tempa. Przeniesienie zmagań w Tokio na przyszły rok byłoby sytuacją absolutnie bez precedensu i trudno powiedzieć jak na taki wariant, zaburzający cały czteroletni cykl, zapatrują się włodarze MKOl. Pozostaje nam czekać i robić wszystko, co możliwe, by być gotowym na powrót do normalności. Zostańmy w naszych domach, dbajmy o zdrowie swoje i najbliższych i wyciśnijmy z tej sytuacji najwięcej jak się da.