Radosław Kawęcki: Nie myślałem o rywalach
Srebro Radoslawa Kawęckiego na dystansie 200 m stylem grzbietowym było jedynym indywidualnym medalem dla Polski podczas zakończonych w ubiegłym tygodniu mistrzostw Europy w pływaniu na długim basenie w Glasgow. Nasz znakomity zawodnik nie osiada jednak na laurach. Przed nim bardzo ciekawie zapowiadający się sezon zimowy.
Po dwóch latach bez międzynarodowych sukcesów na długim basenie, ponownie stanąłeś na podium mistrzostw Europy. To dla Ciebie wyjątkowy medal?
Przez ten czas bardzo dużo się zmieniło. Myślę, że fizycznie i psychicznie jestem bardzo podbudowany po starcie w Glasgow. Rosjanie mówili nawet, że jestem legendą, bo byłem najstarszym zawodnikiem w stawce. Cieszy to, że w końcu przełamałem tę serię braku kwalifikacji nawet do półfinałów.
Zaraz po wyścigu mówiłeś, że nie jesteś zadowolony ze swojego wyniku.
Dalej to podtrzymuję. Z miejsca, które zająłem, jestem naprawdę zadowolony - i to bardzo. Ale z rezultatu już mniej. Nie wiem, czy byłem wytrenowany na lepszy wynik, ale wiem, że jestem w stanie popłynąć szybciej i liczyłem na lepszy czas niż osiągnąłem w finale.
Jak wyglądał ten wyścig z Twojej perspektywy?
Przez pierwsze 75 metrów kontrolowałem wyścig. Nie chciałem się „zajechać” przed ostatnią długością basenu. Tak jak wcześniej to robiłem, starałem się rozpocząć wolniej i rozpędzać, a od 125 metra już dać z siebie naprawdę wszystko i zrobić dobrą robotę. Po ostatniej 50-tce już ledwo co wychodziłem z wody.
Ryłow uciekł wszystkim bardzo szybko, na drugiej 50-tce zyskał naprawdę dużą przewagę. Zwracałeś w ogóle na niego uwagę?
Skupiłem się na sobie. Nie myślałem o rywalach, a raczej o tym, jak ma przebiegać mój wyścig. Starałem się wszystko robić z głową: zwrócić uwagę na technikę, pływanie pod wodą, na odbicia od ściany, wejścia w nawrót. Chciałem zrobić wszystko jak najlepiej i nie stracić za dużo na tych elementach do Ryłowa.
Twój syn, Tadeusz, oglądał wyścig finałowy?
Siedział przed telewizorem, podobno był bardzo uśmiechnięty i zadowolony, tylko chyba nie do końca rozumiał, że startował jego tata. (śmiech) Pływanie mu się spodobało. Ja teraz nie będę z nim wchodził do basenu, bo odpoczywam od wody, ale myślę, że Agata na pewno z nim pójdzie.
Odpadnięcie Klimenta Kolesnikowa z dalszej rywalizacji już w eliminacjach wpłynęło jakoś na Twoje nastawienie?
To było na pewno zaskoczenie. Trochę się śmiałem, że zrobił taką samą głupotę jak ja, tylko w inny sposób, bo on był trzecim zawodnik z Rosji w stawce. Tak się niestety dzieje, to jest sport, a on uczy wszystkiego. Danas Rapsys nie startował, Kolesnikow nie przeszedł dalej – czego chcieć więcej? Tylko medalu.
Po mistrzostwach pojawiła się szansa na odpoczynek?
Teraz nic nie robię, ale myślę, że za niedługo pójdę sobie na snookera, pouprawiam trochę innych dyscyplin. Już mnie trochę nosi po tych kilku dniach. W ostatnich latach po najważniejszych zawodach zawsze mieliśmy od razu Puchary Świata i startowaliśmy ten tydzień dłużej. FINA zmieniła jednak kalendarz startów i cykl zaczyna się we wrześniu.
Masz już jakieś plany na sezon zimowy? Krótki basen to przecież Twoja domena, a w tym roku mistrzostwa świata.
Myślę, że sezon zimowy będzie dużo lepszy. To krótki basen, jestem też po bardzo udanym sezonie letnim. Trzeba będzie wystartować w Chinach i może obronić trzeci raz tytuł mistrza świata, bo w tej konkurencji cztery razy pod rząd nikt jeszcze nie zdobył złota. Czemu by tego nie zrobić?
Czyli możemy zdecydowanie powiedzieć, że Radosław Kawęcki nie powiedział jeszcze ostatniego słowa?
Na pewno nie można powiedzieć, że się skończyłem. Zdobyłem przecież medal i teraz już nie będę miał w psychice, że coś może mi nie wyjść. Przełamałem lęk przed tym, że w wyścigu może pójść nie tak, jakbym tego chciał. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło, bo pierwszy medal mistrzostw Europy zdobyłem w 2009 roku i to też było srebro, tylko na krótkim basenie. Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa, powiem dopiero za trzy albo cztery lata. Raczej nie później, bo nie chcę się ścigać z własnym synem. (śmiech)