Najlepszy pływak na świecie! – Historia Cheta Jastremskiego (część 2.)
Początek lat sześćdziesiątych to czas Cheta Jastremskiego. Choć jego historia jest naznaczona niewyobrażalnie pechowymi zbiegami okoliczności, to jednak właśnie on był przez wielu uważany za najlepszego pływaka swoich czasów. Niemałą rolę w jego życiu odegrała też okładka pewnego magazynu… Czas na drugą część opowieści o życiu wybitnego polsko-amerykańskiego żabkarza.
CZĘŚĆ 1. -> Człowiek, który zmienił styl klasyczny
Kontrowersyjna dyskwalifikacja
Wróćmy na chwilę do lat młodości Cheta. W 1956 roku miał zaledwie piętnaście lat, ale już wtedy mówiło się, że to olbrzymi talent. Jego wyniki, uzyskiwane w międzyszkolnych zawodach, pozwalały poważnie myśleć o wyrównanej walce z krajową czołówką. Zbliżały się igrzyska olimpijskie w Melbourne, Chester senior postanowił zatem zapisać swojego syna na olimpijskie kwalifikacje. Zawody odbywały się na początku sierpnia, na pękającym w szwach obiekcie w Detroit, wypełnionym kibicami do tego stopnia, że ciężko byłoby wbić tam choćby szpilkę. Chet został zgłoszony do startu w trzech konkurencjach: 200 m stylem dowolnym, 200 m stylem klasycznym i 200 m stylem motylkowym. W pierwszej z nich został sklasyfikowany dopiero na trzydziestej czwartej pozycji, w stylu motylkowym był czternasty, dużo lepiej poradził sobie natomiast płynąc żabką.
W drugiej serii kwalifikacyjnej uzyskał znakomity wynik, 2:46.0, który dawałby mu wejście do finału z drugiego miejsca. Szybciej popłynął później jedynie Richard Fadgen, rezultatem 2:44.0 poprawiając rekord Ameryki. Po zakończeniu wyścigu z udziałem Jastremskiego przy basenie powstało jednak małe zamieszanie. Sędzia (być może niezbyt doświadczony, jak twierdził sam pływak), który stał przy ścianie nawrotowej, pilnując toru, na którym płynął Chet, zawołał do siebie kilku innych kolegów. Chwilę obradowali, aż w końcu doszli do wniosku, że Jastremskiego trzeba zdyskwalifikować za wykonanie zaraz po nawrocie ruchu nogami, przypominającego niedozwolone kopnięcie delfinowe.
Chester nie protestował. Być może wiedział, że popełnił błąd, a może było tak jak później opowiadał: „Byłem rozczarowany, ale nie zły. Wciąż uczyłem się w szkole średniej, brak wyjazdu na igrzyska to nie była dla mnie jakaś wielka sprawa. Czułem po prostu, że straciłem świetną okazję. Nie doszukiwałbym się w tej decyzji jakiejś złośliwości ze strony sędziów, prędzej niewystarczającej znajomości przepisów”.
Opisy biograficzne, mówiące o tym, że Jastremski stracił w ten sposób pewną przepustkę do Melbourne, nie są zatem do końca zgodne z rzeczywistością. Trudno powiedzieć czy startując w finale byłby w stanie uzyskać rezultat lepszy o 1.5 sekundy (bo taki był potrzebny do wygranej), choć nie da się tego wykluczyć. Ostatecznie na igrzyska nie pojechał ani on, ani Fadgen, który w decydującym wyścigu amerykańskich kwalifikacji nie popłynął już tak szybko i przegrał o jedną dziesiątą sekundy z Robertem Hughesem. To właśnie ten ostatni wystartował w Australii, ale w rywalizacji w tej konkurencji poległ z kretesem, zajmując ostatnie miejsce w wyścigu kwalifikacyjnym. Do walki przystępował jednak mocno zmęczony po zakończonym chwilę wcześniej meczu piłki wodnej, w którym drużyna Stanów Zjednoczonych (której był członkiem) pokonała Niemców 4:3.
Blisko, blisko, coraz bliżej…
Niezrażony niepowodzeniem Jastremski kontynuował treningi. Mijały kolejne lata, Chet trafił do Bloomington, pod skrzydła Jamesa Counsilmana. Po roku ciężkiej pracy na Indiana University był już żabkarzem z krajowego topu. W 1960 roku podjął próbę zakwalifikowania się na igrzyska po raz kolejny. Ponownie zakończyła się ona niepowodzeniem… W kadrze były dwa miejsca dla żabkarzy, pierwsze dla najszybszego zawodnika na 200 m stylem klasycznym, drugie dla zwycięzcy na dystansie o połowę krótszym, który miał reprezentować Stany Zjednoczone w sztafecie 4x100 m stylem zmiennym.
Na 100 metrów nie był stawiany w roli faworyta, zajął czwarte miejsce. Dużo większe szanse dawał sobie w walce na czterech długościach basenu. I rzeczywiście, bilet na igrzyska był bardzo blisko. W finałowym wyścigu stoczył pasjonującą walkę z mistrzem igrzysk panamerykańskich z poprzedniego roku, Billem Mullikenem, którą przegrał o zaledwie sześć dziesiątych sekundy! Ponownie przyszło mu śledzić relację z igrzysk w domu i obserwować jak Mulliken płynie w Rzymie po złoto (w wyścigu medalowym w tej konkurencji wystąpił również Andrzej Kłopotowski, który zajął siódme miejsce, zostając jednocześnie pierwszym polskim finalistą olimpijskim w pływaniu).
Dwa miesiące chwały
Chet the Jet ponownie zakasał rękawy i pracował dalej. Treningi z Counsilmanem pozwoliły mu nie tylko, jako pierwszemu, uzyskać czas poniżej minuty na dystansie 100 jardów stylem klasycznym, ale także zaowocowały jednymi z najlepszych dwóch miesięcy w wykonaniu jednego zawodnika w historii pływania. Lipiec i sierpień 1961 roku to czas, w którym świat na dobre poznał Jastremskiego. W tym okresie zdołał ustanowić aż osiem (!) rekordów świata na długim basenie: sześciokrotnie na 100 m stylem klasycznym (zostając pierwszym człowiekiem na świecie, który złamał w tej konkurencji barierę minuty i dziesięciu sekund) i dwa razy na dystansie dwukrotnie dłuższym (schodząc poniżej dwóch minut i trzydziestu sekund). Ten wyczyn związany był również z wieloma podróżami. Rekordowe wyniki padały bowiem w Chicago, Tokio, Osace i Los Angeles!
Progresja na dystansie 100 m stylem klasycznym:
1:11.1 2 lipca 1961 Chicago
1:10.7 28 lipca 1961 Tokio
1:10.0 30 lipca 1961 Tokio
1:09.5 3 sierpnia 1961 Osaka
1:07.8 20 sierpnia 1961 Los Angeles
1:07.5 20 sierpnia 1961 Los Angeles
Progresja na dystansie 200 m stylem klasycznym:
2:33.6 28 lipca 1961 Tokio
2:29.6 19 sierpnia 1961 Los Angeles
Historia pewnej okładki
Taki wyczyn nie mógł obejść się bez echa. Do Jastremskiego zgłosili się przedstawiciele słynnego magazynu „Sports Illustrated”, z propozycją by jego postać umieścić na okładce jednego ze styczniowych numerów w 1962 roku. Chet z radością przystał na pomysł, po czym dał się sfotografować. Razem z nim na pierwszej stronie wydawnictwa z 29 stycznia znalazła się również postać Counsilmana. Obok Jastremskiego widnieje natomiast niewielki, ale niezwykle wymowny napis „Najlepszy pływak na świecie”. Po tym wydarzeniu Chet niewątpliwie zyskał na popularności, choć jak sam przyznaje nie trwała ona zbyt długo. Szybko stał się jednak idolem młodych pływaków, a furorę zrobiły jego zaciski na nos. Był jednym z ich prekursorów, a jego sława sprawiła, że w Stanach Zjednoczonych szybko pojawiła się moda na właśnie taki nowy sprzęt.
Nie dla Cheta mistrzostwo NCAA
Pływacka drużyna Indiana University była na początku lat sześćdziesiątych jedną z najlepszych w całych Stanach Zjednoczonych. Jak to się zatem mogło stać, że Jastremski na swoim koncie nie ma choćby jednego mistrzostwa NCAA? To po prostu kolejny dowód na jego jakże pechowy „timing”. Kiedy rozpoczynał studia, w akademickiej lidze panowała jeszcze zasada zakazująca startu w kończącym sezon czempionacie zawodników pierwszorocznych. Natomiast na początku 1960 roku w Bloomington wybuchł ówcześnie największy skandal w dziejach NCAA. Jego główną twarzą został Phil Dickens, trener drużyny Hoosiers w futbolu amerykańskim. Był on odpowiedzialny za wielokrotne naruszenie przepisów przy sprowadzaniu nowych zawodników, którym proponowano nielegalne bonusy i dodatkowe wynagrodzenia. Władze ligi podjęły decyzję o ukaraniu uczelni za takie wykroczenie jedną z najbardziej bolesnych kar w historii i na cztery lata zakazano wszelkim drużynom z Indiany, w tym pływakom, udziału w mistrzostwach NCAA.
Nadszedł rok 1963, co było równoznaczne z zakończeniem studiów przez Jastremskiego. Chet chciał jednak kontynuować swoją edukację na kierunku związanym z medycyną. Wymagało to poświęcenia na naukę znacznie większej ilości czasu niż do tej pory. Zaczął się więc zastanawiać nad sensem kontynuowania pływackiej kariery, nie wiedział czy znajdzie wolne chwile na treningi. Kiedy wystartował na mistrzostwach kraju, wielu mówiło, że są to jego ostatnie amatorskie zawody. On sam wtedy nie zaprzeczał tym pogłoskom, o czym możecie się przekonać oglądając poniższy filmik. Znajdziecie w nim wyścig finałowy na dystansie 100 jardów stylem klasycznym, w którym Jastremski nie dał swoim rywalom żadnych szans, zdobywając kolejny tytuł. Pierwszy przy słupku startowym pojawił się Chester senior, który chciał pogratulować synowi. Zaraz po nim zameldował się tam również dziennikarz, by przeprowadzić z wywiad Chetem, kiedy ten… był jeszcze w wodzie (wyobrażacie sobie taką sytuację w dzisiejszych czasach?).
Koniec kariery? Nic z tych rzeczy! Wymarzone sukcesy miały dopiero nadejść…
W części 3. historii Cheta Jastremskiego przeczytacie między innymi:
*O upragnionych igrzyskach
*O błędach „Doktora” Counsilmana
*O najlepszej decyzji w życiu Marka Spitza