Jan Świtkowski: "Jestem świadomy, co muszę zmienić"
Jan Świtkowski uczy się i trenuje za oceanem, jednak na międzynarodowych imprezach reprezentuje Polskę. W jego dorobku po ostatnich Mistrzostwach Polski Seniorów poza medalami pojawiły się minima na Mistrzostwa Świata do Budapesztu. Jak planuje starty brązowy medalista z Kazania sprzed dwóch lat? Zapraszamy!
Od kilku lat pojawiasz się w Polsce, by stanąć na słupku krajowego czempionatu. Główną motywacją są minima? Chęć sprawdzenia się na "swoim podwórku"?
Jan Świtkowski: Jest kilka powodów, minima i chęć sprawdzenia się u siebie są na pewno jednymi z nich. Przy okazji mistrzostw Polski mam przede wszystkim okazję spędzić trochę czasu z rodziną, z którą widzę się tylko kilka razy w roku, więc to jest główna motywacja moich powrotów. W ten sposób łączę przyjemne z pożytecznym.
Jak bardzo różnią się przygotowania za granicą od tych w Polsce? Twoje rezultaty znacznie się poprawiły odkąd zdecydowałeś o zmianie środowiska.
Jan Świtkowski: Moje czasy znacząco poprawiły się na dystansie 100 metrów, gdzie moje życiówki były dość słabe. Na pewno do tego przyczyniła się praca na siłowni, którą tak naprawdę dopiero w tym roku zacząłem solidnie wykonywać. Na 200 kraulem poprawiłem się jedną dziesiątą sekundy, a delfinem nie zbliżyłem się do swojego najlepszego rezultatu. Jestem dobrej myśli, a przede wszystkim świadomy tego, co muszę zmienić, żeby poprawić się we wszystkich konkurencjach. Jeśli chodzi o różnice w treningu to jest ich sporo, ale zaczynam się w końcu do nich adaptować. Wiadomo, że każdy trener ma swój plan i to jest naturalne, że treningi się różnią. Uproszczę sobie trochę to pytanie i odpowiem, że czy w Polsce, czy za granicą trzeba zasuwać, żeby szybko pływać na zawodach.
Na lubelskiej pływalni wypełniłeś aż 4 minima na Mistrzostwa Świata w Budapeszcie (100m, 200m motylem i dowolnym). Czy w stolicy Węgier pokażesz nam się we wszystkich tych konkurencjach?
Jan Świtkowski: W Budapeszcie nie popłynę 100 kraulem, bo ten dystans koliduje trochę za bardzo z innymi konkurencjami, a i tak szanse, żeby zawalczyć o coś więcej niż półfinał są znikome. Skupię się na pozostałych konkurencjach i występach w sztafetach.
To były znakomite Mistrzostwa Polski w Twoim wykonaniu. Jaki jest plan na Mistrzostwa Świata?
Jan Świtkowski: Chcę się przygotować możliwie najlepiej jak potrafię, a na samych zawodach dać z siebie wszystko w każdym starcie, tak, abym mógł wyjść z wody po każdym wyścigu i powiedzieć sobie, że to wszystko na co mnie było stać.
Zostałeś nazwany następcą Pawła Korzeniowskiego - czujesz się tak?
Jan Świtkowski: Nie do końca, raczej nie myślę o sobie w ten sposób. Pływam podobne konkurencje, jak pływał Paweł, tyle, że on pływał na najwyższym światowym poziomie przez kilkanaście lat, a ja tak naprawdę miałem jedne udane zawody międzynarodowe. Jeszcze długa droga przede mną, by wypełnić lukę, którą Paweł po sobie pozostawił.
Od kilku dni jesteś z powrotem za oceanem, musi to być męczące, że w przeciągu tak krótkiego odcinka czasu latać tak długie dystanse, nie czujesz się zmęczony?
Jan Świtkowski: Raczej nie, w przeciągu 2-3 miesięcy pokonam tę trasę trzykrotnie, więc nie jest to jakaś niesamowita ilość podróży. 6 godzin zmiany czasu też nie jest nie do zniesienia i w miarę szybko potrafię się z tym uporać.
Stany Zjednoczone otwierają wiele drzwi - wiążesz z tym krajem swoją przyszłość? Jeszcze studiujesz, a zastanawiałeś się co po studiach?
Jan Świtkowski: Zastanawiałem się, ale decyzji żadnych jeszcze nie próbowałem podejmować. Do pewnego stopnia uzależniam to wszystko od tego, jak się potoczy moja kariera sportowa, więc na razie skupiam się na treningach i studiach, a resztą staram się nie przejmować.