Świat

Rekord świata wpędził go w depresję. Teraz kończy karierę

Szymon Gagatek 2016-10-27 21:12

To była tylko kwestia czasu. Jeden z bohaterów hiszpańskiego pływania ostatnich lat, Rafael Munoz Perez, postanowił zakończyć karierę. Znakomity delfinista nie startował już od ponad roku, ale dopiero teraz ogłosił, że na dobre rozstał się z wyczynowym uprawianiem sportu. Przy okazji wyjawił olbrzymie problemy, z którymi zmagał się w 2009 roku - tuż po ustanowieniu rekordu świata.

Munoz to jeden z pięciorga Hiszpanów, którzy posiadali lub posiadają najlepsze czasy w historii pływania w konkurencjach indywidualnych. Przed nim rekordowe wyniki uzyskiwali tylko Nina Zhivanevskaya, Martin Zubero i Aschwin Wildeboer, a ostatnio do tego grona dołączyła także Mireia Belmonte. On sam wyniósł się na piedestał 5 kwietnia 2009 roku. Podczas eliminacji mistrzostw kraju na dystansie 50 m stylem motylkowym pokonał jedną długość basenu w rewelacyjnym tempie. Do wyniku, który wtedy uzyskał (22.43), do dziś nikt nie był w stanie zbliżyć się nawet na dwie dziesiąte sekundy.

Najlepsze wyniki w historii 50 m stylem motylkowym:
22.43   Rafael Munoz (Hiszpania)   [5.04.2009, Malaga]
22.45   Rafael Munoz (Hiszpania)   [5.04.2009, Malaga]
22.48   Rafael Munoz (Hiszpania)   [22.04.2009, Montpellier]
22.49   Rafael Munoz (Hiszpania)   [22.04.2009, Montpellier]
22.67   Milorad Cavic (Serbia)   [27.07.2009, Rzym]

Następnego dnia po ustanowieniu rekordu świata Munoz miał na swoim telefonie 123 nieodebrane połączenia od dziennikarzy. Zrobiło się o nim głośno, co całkowicie go przytłoczyło. - Niektórym ludziom popularność pasuje, mi zupełnie nie. Miałem wówczas tylko 20 lat i nie byłem na tyle dojrzały, by poradzić sobie z tym zainteresowaniem. To trudne, jeżeli się tego nie uczysz, ani nie ma ci kto doradzić - mówił w programie "El partidazo de COPE". Zderzenie z nową rzeczywistością było dla niego na tyle drastyczne, że zaczął popadać w depresję. Do mistrzostw świata w Rzymie zbyt wiele nie trenował i na dwa tygodnie przed rozpoczęciem zawodów na Foro Italico rozmawiał nawet z rodzicami o tym, że nie chce tam startować.

Ostatecznie zmagania w stolicy Włoch zakończyły się dla niego całkiem udanie - zdobyciem dwóch brązowych krążków. To jednak wcale nie pomogło w walce z chorobą. - W tamtym czasie praktycznie nie chciałem nawet wyjmować medali z walizki - zwierzał się Munoz. Po mistrzostwach na pięć miesięcy rozstał się z pływaniem. W tym czasie nie stawił się na trzech kontrolach antydopingowych i groziło mu nawet dwuletnie zawieszenie. Kary uniknął po odwołaniu do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu, ponieważ udowodnił swoją depresję. Cały proces kosztował go aż 40 tysięcy Euro, a więc prawie siedem razy więcej niż wyniosła nagroda, którą otrzymał od FINA za ustanowienie rekordu świata.

Jak się okazuje, to wcale nie były jego największe problemy. W drugiej połowie 2009 roku przeżywał dramatyczne chwile. Często wracał do domu całkowicie pijany, miał myśli samobójcze. Dwukrotnie próbował nawet odebrać sobie życie. Na szczęście w końcu trafił pod opiekę psychologów i po trudnej terapii wrócił do normalnego życia i do pływania. - Na początku obawiałem się o tym mówić, później wstydziłem. Teraz jestem dumny, że z tego wyszedłem. To był syndrom wypalenia. Mój lekarz powiedział mi, że byłem najtrudniejszym przypadkiem w jego karierze zawodowej - opowiadał w ostatnich dniach dziennikarzowi "La Vanguardia". Munoz szybko wrócił do pływania i kilka miesięcy po dojściu do zdrowia cieszył się nawet z tytułu mistrza Europy na 50 m stylem motylkowym. Nigdy nie zbliżył się jednak ponownie do wyników z czasów strojów poliuretanowych.

W swojej karierze tylko raz wystąpił na igrzyskach. W 2008 roku wywalczył nominację do kadry narodowej, ale w Pekinie odpadł w eliminacjach 100 m stylem motylkowym, zajmując dopiero trzydziestą lokatę. Cztery lata później w gronie hiszpańskich olimpijczyków już go zabrakło. Próbował wypełnić minimum na mistrzostwach kraju, później na czempionacie Starego Kontynentu. Zwłaszcza w Debreczynie zdawał się prezentować świetną formę. Już drugiego dnia zawodów obronił tytuł mistrzowski na sprinterskim dystansie i wydawało się, że uzyskanie wymaganego czasu 52.36 na 100 metrów będzie dla niego formalnością. Niestety, do tego rezultatu zbliżył się tylko w półfinałach, płynąc wolniej o zaledwie dwanaście setnych sekundy. Próby wywalczenia biletu na igrzyska w Rio nawet nie podjął. Po raz ostatni wystartował w oficjalnych zawodach w Kazaniu. Na ubiegłorocznych mistrzostwach świata w swojej koronnej konkurencji 50 m stylem motylkowym uplasował się na dwunastej pozycji.

Od kilkunastu miesięcy pływa tylko rekreacyjnie i czuje się z tym świetnie. Wraz z żoną i półtorarocznym synem prowadzi spokojne życie w Barcelonie i już wkrótce ma zamiar dołączyć do katalońskiej policji (Mossos d'Esquadra). W codziennym życiu wciągnęły go crossfit i łowiectwo podwodne. Za latami spędzonymi na pływalniach akurat on specjalnie tęsknić nie będzie. Sytuacje takie jak ta, w której - gdy jego małżonka rodziła potomka - przedstawiciele komisji antydopingowej pojechali za nim do szpitala po to, by pobrać od niego próbkę moczu, już się nie powtórzą.