Nie umiera ten, kto pozostaje w naszej pamięci
To już półtora roku… Ostatniego dnia kwietnia 2012 roku pływacki świat stracił wielką osobowość. Wiadomość o śmierci Alexandra Dale Oena przyszła nagle i zszokowała wszystkich. W dzień zaduszny przypominamy wyjątkową historię norweskiego żabkarza.
Przyczyną śmierci Dale Oena było nagłe zatrzymanie akcji serca. Do zdarzenia doszło w amerykańskim Flagstaff, w stanie Arizona. Na obozie wysokogórskim przebywała tam kadra norweskich pływaków, przygotowująca się do Igrzysk Olimpijskich w Londynie. To był wyjątkowo spokojny dzień, luźny trening, później partyjka golfa. Alexander podobno czuł się świetnie. Zgrupowanie dobiegało końca, wszyscy myśleli już raczej o powrocie do domów. Nie inaczej było z Dale Oenem, który odliczał już dni do przybycia w swoje ukochane, rodzinne strony. Kiedy czyta się jego wpisy na Facebooku i Twitterze, z ostatnich dni przed śmiercią, ciarki przechodzą po plecach…
Po wizycie na polu golfowym udał się pod prysznic. Było przed godziną dwudziestą, kiedy jego kolegom z pokoju wydało się dziwne, że tak długo nie wychodzi z łazienki. Jako pierwszy dostał się do niej fizjoterapeuta kadry, Christer Kjolholdt. Tego, co zobaczył, nie zapomni zapewne nigdy. Dale Oen leżał pod prysznicem, bez oznak życia. Ci, którzy byli najbliżej szybko podjęli akcję resuscytacyjną i wezwali pogotowie. Było już jednak za późno. Alexander został pochowany 11 maja w rodzinnym Oygarden. W ostatniej drodze wybitnemu norweskiemu pływakowi towarzyszyło ponad tysiąc osób.
Przez niespełna dwadzieścia siedem lat swojego życia Alexander zdążył dokonać wielkich rzeczy dla swojego kraju. Żeby dojść na szczyt musiał jednak sporo poświęcić. Treningi rozpoczął mając dziesięć lat. Razem z Robinem, jego starszym bratem, codziennie spędzali mnóstwo czasu jadąc z rodzicami na treningi do klubu Vestkantsvommerne (oddalonego o prawie 50 kilometrów od Oygarden), który mieścił się na przedmieściach Bergen.
Jako dziewiętnastolatek zadebiutował na Igrzyskach Olimpijskich. W Atenach odpadł w kwalifikacjach 100 m stylem klasycznym, zajmując 21. pozycję (1:02.25). Rok później na Mistrzostwach Świata w Montrealu był w stanie popłynąć już niemal sekundę szybciej i ostatecznie finiszował siódmy w wyścigu finałowym. Wyjątkowym dla Norwega miejscem okazał się jednak Szanghaj. To właśnie w chińskim mieście jego kariera zatoczyła koło. W 2006 roku wywalczył tam pierwszy w swojej karierze medal na imprezie seniorskiej – brąz czempionatu globu na krótkim basenie, na dystansie 100 m stylem klasycznym. Był to pierwszy medal mistrzostw świata w historii norweskiego pływania. W ciągu kilku miesięcy stawał również na podium tej konkurencji na Mistrzostwach Europy na długim i krótkim basenie (odpowiednio srebro i brąz).
Start w Melbourne zupełnie mu nie wyszedł, ale w marcu 2008 roku przekonał swoich rodaków do tego, że kilka miesięcy później będzie warto zarywać noce, aby oglądać jego walkę o medale na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Podczas czempionatu Starego Kontynentu w Eindhoven stawał na podium we wszystkich konkurencjach w stylu klasycznym. Był bezkonkurencyjny na swoim ulubionym dystansie 100 metrów, a na 50 i 200 metrów sięgał po srebra (w obu przypadkach przegrywając złoto o dokładnie jedną dziesiątą sekundy).
To były pierwsze trzy dni Igrzysk w stolicy Chin. W sobotnie popołudnie, 9 sierpnia, Dale Oen zapewnił sobie zwycięstwo w kwalifikacjach, bijąc przy okazji rekord olimpijski. Cała Norwegia zaczęła wierzyć w pierwszy w historii medal olimpijski w pływaniu. W nocy z soboty na niedzielę Alexander okazał się najszybszy w półfinałach, uzyskując jeszcze lepszy czas niż w kwalifikacjach. Wszyscy, od Tromso po Oslo, już wiedzieli, że czeka ich kolejna nieprzespana noc. Ci, którzy obudzili się w poniedziałek przed 4:30, na pewno tego nie żałowali…
Dale Oen przegrał tylko z Kosuke Kitajimą, który popłynął rewelacyjnie i ustanowił historyczny rekord świata. Norwegia cieszyła się jednak z pierwszego z dziewięciu medali wywalczonych przez ich sportowców w Pekinie, a sam Alexander stał się w swoim kraju prawdziwym bohaterem.
Zupełnie inne nastroje panowały w skandynawskim państwie przed startem Dale Oena na Mistrzostwach Świata na długim basenie w Szanghaju w 2011 roku. Dokładnie 22 lipca, w Oslo i na wyspie Utoya, doszło do dramatycznych wydarzeń, których sprawcą był Anders Breivik. Łącznie w zamachach zginęło aż 77 osób. Cała Norwegia pogrążyła się w żałobie. Dwa dni później po raz pierwszy do wody w swojej koronnej konkurencji wskoczył Alexander. Wiedział, jak bardzo jego rodacy potrzebują czegoś, co choćby w najmniejszym stopniu będzie w stanie ukoić ich serca. Większej motywacji nie potrzebował…
Tym samym 25 lipca wywalczył swój jedyny złoty medal Mistrzostw Świata, zabrakło mu zaledwie czternastu setnych sekundy do pobicia rekordu świata Brentona Rickarda. Wymowny gest, który wykonał po wyścigu finałowym, wskazując na flagę Norwegii na swoim czepku, wyrażał więcej niż tysiąc słów.
W kolejnych dniach zajął jeszcze piąte miejsce w rywalizacji sprinterów i, z powodu zatrucia, wycofał się z rywalizacji na dystansie 200 m stylem klasycznym. Na swoim profilu na Facebooku napisał, że robi to z myślą o Igrzyskach w Londynie. Miał być tam realnym kandydatem do złota na 100 metrów żabką. Zawodów w Wielkiej Brytanii jednak nie doczekał…
Dale Oen był w środowisku żabkarzy niesamowicie szanowany i lubiany. Przez lata swojej kariery zdążył zaprzyjaźnić się z innymi najlepszymi zawodnikami z całego świata. W najbliższych relacjach z nim byli Cameron van der Burgh z RPA i Daniel Gyurta z Węgier, a więc ci, którzy w Londynie wywalczyli tytuły Mistrzów Olimpijskich, kolejno na 100 i 200 m stylem klasycznym. Van der Burgh nie mógł być na pogrzebie swojego przyjaciela, przeszkodziły mu w tym problemy z załatwieniem wizy. Nie odmówił jednak, kiedy pojawiła się okazja startu w tegorocznym memoriale Dale Oena. Przedwcześnie opuścił mistrzostwa swojego kraju, które były jednocześnie kwalifikacjami na czempionat globu i udał się do Bergen. Zarówno on, jak i Gyurta, zadedykowali swoje sukcesy na Igrzyskach w stolicy Wielkiej Brytanii właśnie Norwegowi. Węgier postanowił nawet przekazać rodzinie Dale Oena replikę swojego złota, wywalczonego na Igrzyskach. Wręczył ją na ręce Robina, który realizuje teraz kolejne z marzeń swojego brata. Prowadzi fundację „Dale Oen Expirience”, pomagającą dzieciom w rozwijaniu pasji podróżowania i podziwiania pięknych skandynawskich krajobrazów. Oni wszyscy doskonale wiedzą, że nie umiera ten, kto pozostaje w naszej pamięci…