Świat

Gwangju 2019: Historia pewnej bandany

Szymon Gagatek 2019-07-26 20:55

Mistrzostwa świata w Gwangju to czas, w którym stabilizuje się pozycja gwiazd, mających przejąć schedę po Michaelu Phelpsie. Na najważniejszą postać w tym gronie wyrasta Caeleb Dressel. Dziś reprezentant USA w końcu dobrał się rekordu świata swojego wielkiego rodaka na dystansie 100 m stylem motylkowym. I znów towarzyszyła mu charakterystyczna bandana, za którą kryje się pewna wyjątkowa historia.

Piątek był dla Dressela dniem pełnym wyzwań. Eliminacje, później półfinały 100 m stylem motylkowym oraz 50 m stylem dowolnym - wszystko trzeba było pogodzić, a obie te konkurencje zarówno rano, jak i wieczorem dzielił niewielki odstęp czasu. Amerykanin na pewno zdawał sobie sprawę, że w swojej aktualnej dyspozycji awans do jutrzejszych wyścigów medalowych mógłby osiągnąć niewielkim nakładem sił. Ale on miał na ten dzień zupełnie inne plany.

Już w sesji popołudniowej widać było, że 23-latek jest gotowy na wielkie rzeczy. Wyszedł na prezentację przed zmaganiami delfinistów w pełni skoncentrowany. Jak zwykle miał przy sobie niebiesko-czarną bandanę. Jeszcze w korytarzu prowadzącym na platformę startową w swoim stylu trzymał ją w zębach, ale później złożył ją bardzo dokładnie, tak by mieściła mu się w dłoni. Gdy spiker wyczytał jego nazwisko, błyskawicznie pojawił się przy słupku startowym, przykucnął i przycisnął bandanę do czoła. Zaczął coś mówić. Na koniec ucałował jeszcze chustę i zaczął szybkie przygotowanie do wyścigu.

Chwilę później stał już na słupku startowym. I ruszył. To był jego moment. Dwie długości basenu pokonał w 49.50. Wtedy stało się jasne, że Michael Phelps właśnie stracił kolejny rekord świata. Dressel poprawił osiągnięcie najbardziej utytułowanego olimpijczyka wszech czasów o 32 setne sekundy. Następnie czekała go już tylko sprinterska rywalizacja w stylu dowolnym. W trakcie prezentacji znów oglądaliśmy ten sam rytuał z bandaną w roli głównej, a kilkadziesiąt sekund później podopieczny Gregga Troy'a był już na mecie z wynikiem tylko minimalnie gorszym od życiówki.  

Dlaczego ta charakterystyczna chusta już od ponad roku towarzyszy Amerykaninowi na każdych zawodach? Żeby dokładnie prześledzić tę historię, trzeba się cofnąć o kilka lat wstecz. W latach 2010 - 2014 młody Caeleb był uczniem Clay High School na Florydzie. W szkole poznał nauczycielkę matematyki, Claire McCool. Oboje szybko złapali wyjątkową nić porozumienia. Ich relacja okazała się dla Dressela bardzo ważna szczególnie na początku 2014 roku, gdy przerwał na kilka miesięcy uprawianie sportu. - Potrzebowałem małej mentalnej przerwy. Walczyłem wtedy ze swoimi demonami - mówił pływak. Z pomocą przyszła właśnie McCool, której mógł się zwierzyć, powierzyć każdy sekret. W pełni jej zaufał, a ona potrafiła go wesprzeć. Nie bez przyczyny nazywał ją "nauczycielką życia".

Później ich drogi musiały się rozejść, choć oczywiście pozostali w stałym kontakcie. Caeleb trafił na Uniwersytet Florydy. Gdy rozpoczął drugi rok nauki w Gainsville otrzymał straszną wiadomość. W 2015 roku u McCool zdiagnozowano raka piersi. Teraz to Dressel mógł dodawać jej otuchy. W tamtym czasie był znany z umieszczania na policzkach sigli biblijnych, ale w lutym 2016 roku na mistrzostwach SEC zamiast tradycyjnego "Isaiah 40:31" wypisał na prawym policzku "McCool", a na lewym narysował różową wstąkę. Wysłał czytelny komunikat, że myśli o swojej mentorce, a następnie ustanowił pierwszy w swoim życiu rekord Ameryki.

Nadszedł czas amerykańskich kwalifikacji olimpijskich. McCool była zbyt chora, by śledzić zmagania w Omaha. Oglądała je z domu na Florydzie. - Tak jak każda matka, żyła światem Caeleba i zawsze ekscytowała się jego startami - opowiadał jej mąż, Mike. Z czasem stan Claire się pogarszał, Dressel wraz z rodziną odwiedzał ją często w drugiej połowie 2017 roku. Najpierw w jej domu, później w szpitalu. - Widziałem ją na łożu śmierci. Wciąż była na nim najsilniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem - mówił później Caeleb.

Claire McCool zmarła 20 listopada 2017 roku, w wieku 62 lat. - Miała kilka bandan. Każdej z naszych trzech córek dałem po jednej. Chciałem też, żeby Caeleb miał coś, co należało do Claire - opowiadał Mike McCool. Tak chusta trafiła w ręce Dressela. Od tej pory się z nią nie rozstaje. Kiedy na ubiegłorocznych mistrzostwach kraju zapodziała mu się po jednym z wyścigów musiał zainstalować na nowo Twittera, którego skasował specjalnie na czas zawodów. "Nie mogę znaleźć mojej bandany. Ktoś ją widział? Mogłem ją zostawić na basenie" napisał. Na szczęście kilkanaście minut później mógł wstawić kolejnego tweeta. "Znalazłem ją, była razem z moimi czepkami". 

Widok Dressela z bandaną nie powinien już zatem nikogo dziwić. Trzeba się do niego przyzwyczaić i podziwiać szacunek, jakim obdarza kobietę, która w trudnym momencie jego życia potrafiła mu pomóc. - To najcenniejsza rzecz jaką posiadam. Śpię z nią każdej nocy. Dzięki niej Claire jest ze mną przy okazji każdego wyścigu. I będzie do końca mojej kariery - stwiedził. 

Wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek jego wielkich sukcesów. Ale już teraz zapisuje się złotymi zgłoskami w historii mistrzostw świata. Po 7 złotych medalach w Budapeszcie, w Gwangju dokłada kolejne. Jutro w klasyfikacji multimedalistów w męskich konkurencjach powinien się znaleźć na 3. miejscu - tylko za Michaelem Phelpsem i Ryanem Lochte'em. Biorąc pod uwagę jedynie konkurencje indywidualne, po ewentualnych triumfach na 50 m stylem dowolnym i 100 m stylem motylkowym też będzie wysoko - na 6. lokacie.

Sprawdź też poprzednie tematy dnia:
21.07: Manifest Hortona
22.07: Wyjątkowy gest dla wielkiej nieobecnej
23.07: Włoska robota. Super Simo mistrzynią świata
24.07: Milak rozpostarł skrzydła. Czy to początek nowej ery?
25.07: Dressel kontra Chalmers. Rywalizacja na lata?