Świat

Gwangju 2019: Ledecky pokazała ludzką twarz. A później zrobiła to, co zwykle

Szymon Gagatek 2019-07-27 21:50

To były chyba najbardziej zwariowane zawody w jej karierze. Katie Ledecky zakończyła starty na czempionacie globu w Gwangju upragnionym złotem, którego zdobycie tym razem okupiła naprawdę sporym wysiłkiem. Przypomniała wszystkim o swoim charakterze i pokazała duszę wojowniczki, o której mogliśmy trochę zapomnieć parząc w ubiegłych latach na jej dominację na światowych pływalniach.

Niespodziewane rzeczy zaczęły się dziać już pierwszego dnia mistrzostw... Ledecky przystępowała do rywalizacji w finale 400 m stylem dowolnym w roli zdecydowanej faworytki. Trudno byłoby stawiać sprawę inaczej, biorąc pod uwagę fakt, że na wielkich międzynarodowych imprezach nigdy wcześniej nie przegrała w tej konkurencji. Obok siebie miała jednak naprawdę dobrze dysponowaną tego dnia Ariarne Titmus. Młoda Australijka wyskoczyła zza reprezentantki Stanów Zjednoczonych na ostatnich metrach wyścigu medalowego i sensacyjnie zgarnęła złoto. W ten sposób pozbawiła Amerykankę czwartego z rzędu triumfu na tym dystansie. - Oczywiście, trochę mnie to zakłuło. Muszę się teraz pozbierać i walczyć dalej. Oczekiwałam, że będzie dziś dużo szybciej - komentowała wicemistrzyni świata po wyjściu z wody. 

Wtedy wydawało się, że to tylko wypadek przy pracy. W poniedziałek Ledecky była już przecież najszybsza w eliminacjach 1500 m stylem dowolnym. Pewny awans do finału, a więc wszystko jest w porządku - śmiało można było pomyśleć. Następnego dnia, tuż przed rozpoczęciem trzeciej sesji porannej, największe pływackie portale obiegła jednak kolejna zaskakująca informacja. Amerykańska federacja wydała specjalne oświadczenie: "Po konsultacjach z Katie, jej trenerem i sztabem medycznym podjęto decyzję o wycofaniu zawodniczki z eliminacji 200 m stylem dowolnym z powodów zdrowotnych. W późniejszych godzinach podjęta zostanie decyzja dotycząca jej startu w finale 1500 metrów" - czytaliśmy. Poniżej - trochę szerzej, choć wciąż bardzo niekonkretnie - wyjaśniono przyczynę rezygnacji: "Katie nie czuje się dobrze od momentu przylotu do Gwangju w dniu 17 lipca, a te środki ostrożności są podejmowane, by zapewnić jej dobre samopoczucie i właściwy przebieg procesu powrotu do zdrowia".

Nie minęły dwie godziny, eliminacje dopiero się kończyły, a już wtedy było wiadomo, że Ledecky nie popłynie również w popołudniowym wyścigu na 1500 m stylem dowolnym. Przy takim obrocie sytuacji można było podejrzewać, że ze zdrowiem Amerykanki musi być naprawdę kiepsko. Na szczęście 22-latka doszła do siebie na tyle, że w środę pojawiła się na basenie rozgrzewkowym, a w czwartek próbowała pomóc koleżankom w sztafecie 4x200 m stylem dowolnym. Była najszybsza w swojej drużynie, ale na niewiele się to zdało. Reprezentantki USA przegrały walkę o złoto z Australijkami.

Nadszedł czas rywalizacji na 800 m stylem dowolnym. W eliminacjach szybsza od dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej była jej rodaczka, 24-letnia Leah Smith. W finale starsza z amerykańskich pływaczek nie miała już zbyt wiele do powiedzenia, finiszowała na 5. miejscu. O medale walczyły inne zawodniczki, w tym Ledecky, która postanowiła objąć prowadzenie już na początku wyścigu. Nic nadzwyczajnego, robiła to w swoich wyścigach wystarczająco często, później dominując nad resztą stawki. Tym razem nie mogła się jednak urwać rywalkom. Na półmetku wyprzedzała Simonę Quadarellę o niespełna pół sekundy. Wtedy Włoszka, która pod nieobecność Ledecky wygrała finał 1500 metrów, rzuciła się do ataku. Zastosowała dokładnie taką strategię, jaką miała przygotowaną na wypadek rywalizacji z Katie na najdłuższym kraulowym dystansie. Pięciokrotna mistrzyni olimpijska nie dała tak łatwo za wygraną. Trzymała się Super Simo do samego końca i czekała na finiszowe 50 metrów. Wtedy pokazała charakter wojowniczki i nie dała Quadarelli żadnych szans. Na mecie zameldowała się szybciej o prawie półtorej sekundy. 

Uzyskała czas 8:13.58. W swoim życiu pływała szybciej od tego rezultatu 21 razy. Ale jakie to miało znaczenie w momencie, w którym pokonała własne słabości? Po wyjściu z wody na jej twarzy malował się uśmiech, który w ostatnich latach nie zawsze łatwo było u niej dostrzec.  - Rano wskoczyłam do basenu na rozgrzewkę i znów poczułam mdłości, musiałam wziąć leki. Przez moment rozważałam wycofanie się z finału, ale zebrałam się w sobie i stanęłam na starcie. Oglądając w piątek wszystkie te rekordy świata naprawdę się nakręciłam. Powiedziałam trenerowi, że strasznie chcę dobrze popłynąć - mówiła Amerykanka po swoim triumfie. 

Ból głowy, bezsenność (przed finałem 800 metrów zasnęła dopiero o 3), utrata apetytu, podwyższone tętno i nieregularny puls spowodowały, że tegorocznych mistrzostw świata nie będzie pewnie wspominać najprzyjemniej. Na początku tygodnia spędziła 7 godzin na badaniach w jednym ze szpitali w Gwangju i na dwa dni wylądowała w łózku. W ostatnich dniach pokazała ludzką twarz, ale ostatnie 50 metrów finału na 800 metrów było najlepszym dowodem na to, że nie bez przyczyny określa się ją jedną z najlepszych pływaczek w historii. 

Sprawdź też poprzednie tematy dnia:
21.07: Manifest Hortona
22.07: Wyjątkowy gest dla wielkiej nieobecnej
23.07: Włoska robota. Super Simo mistrzynią świata
24.07: Milak rozpostarł skrzydła. Czy to początek nowej ery?
25.07: Dressel kontra Chalmers. Rywalizacja na lata?
26.07: Historia pewnej bandany