Świat

Alicja Tchórz: Drzemie we mnie sprinterski zew

Szymon Gagatek 2018-08-04 23:14

Dziś na pływalni w Glasgow padł pierwszy rekord Polski w trakcie mistrzostw Europy w pływaniu na długim basenie. Jego autorką na dystansie 50 m stylem grzbietowym została Alicja Tchórz. Podopieczna trenera Grzegorza Widanki przebojem wdarła się do najlepszej ósemki zmagań grzbiecistek, zajmując w półfinałach znakomite czwarte miejsce.

Za Tobą świetny wyścig półfinałowy na 50 m stylem grzbietowym. Pamiętasz w ogóle coś z tego startu?

Zapamiętałam na pewno moment, w którym dotarło do mnie, że tak chlapię, że nie zobaczę chorągiewek. (śmiech)

Już na prezentacji widać było u Ciebie uśmiech i pozytywne nastawienie.

Czułam, że pływa mi się lepiej niż rano. Trochę odpoczęłam po wczorajszej sztafecie i wiedziałam, ze może być dobrze. Dodatkowo, wyjście na start przed 50-tką, to zupełnie co innego, niż przed rywalizacją na 200 metrów. Stres jaki temu towarzyszy jest dużo mniejszy. To podejście zaowocowało dobrym wynikiem. Przy okazji chciałam podziękować mojemu trenerowi Grzegorzowi Widance, którego nie ma z nami w Glasgow. Bardzo mi go tu brakuje.

To był perfekcyjny start Alicji Tchórz?

Na pewno dałam z siebie wszystko. Po eliminacjach zaczęłam wątpić, czy jestem w stanie wywalczyć finał. Rywalizacja w grzbiecie, z resztą w ogóle w całych zawodach, stoi na bardzo wysokim poziomie. Przecież już rano poprawiony był rekord Europy! Wiedziałam, że będzie trzeba szybko pływać, żeby zakwalifikować się do kolejnego etapu i udało się to zrobić. Mam nadzieję, że ten finał jeszcze trochę mnie poniesie i zakończę go o parę setnych, może o parę dziesiątych szybciej. To byłoby spełnienie marzeń. 

Powiedziałaś mi w Budapeszcie, że byłaś pierwszą Polką, która popłynęła w tej konkurencji poniżej 29 sekund i zostaniesz pierwszą, która dobierze się do kolejnej bariery. Słowa dotrzymałaś!

W głębi duszy od zawsze wiedziałam, że drzemie we mnie sprinterski zew (śmiech), tylko trenerzy nie pozwalali mi go uwolnić. Dopiero w wieku 25 lat, kiedy już postawiłam na swoim, mogę się cieszyć wyścigami, a nie stresować się.

Po wielu latach odebrałaś rekord Polski swojej doskonałej koleżance, Aleksandrze Urbańczyk-Olejarczyk. Zdążyła już pogratulować Ci tego sukcesu?

Tak, Ola pisała do mnie na bieżąco, tak jak Bartek Olejarczyk, który miał swój wkład w moje przygotowania. Na siłowni robiłam ćwiczenia rozpisane przez niego, takie jakie robi Ola. Wielkie dzięki dla nich, że nie ukrywają swoich technik, tylko się nimi dzielą i wspierają polskie pływanie.

Już Twój występ sztafetowy dawał nadzieję na to, że będziesz tu szybka. Ty też tak to odebrałaś?

Nie da się ukryć, że to zupełnie dwa różne style. Można popłynąć dobrze kraulem, a nie dać sobie rady w grzbiecie. Czułam, że dobrze mi się pływa i woda mnie nosi, ale z tym nigdy nie wiadomo. Można zacząć „zrywać” wodę i, pomimo dobrej formy, w sprincie może nie wyjść. Ale dziś wszystko zagrało i mam nadzieję, że w finale też będzie dobrze. Do tego będzie jeszcze potrzebne szczęście, bo jutro wszystko może się wydarzyć. Można być równie dobrze pierwszym, piątym i ostatnim.

Jak Ty się czujesz na tym obiekcie? W ostatnich latach najważniejsze zawody odbywały się zazwyczaj na obiektach, gdzie ten dach był wysoki: Londyn, Rio, Budapeszt. To nie ułatwiało grzbiecistom zadania. Tutaj jest chyba łatwiej.

Teraz dach jest niski, w ogóle obiekt jest mało imponujący, ale dzięki temu można pływać prosto, więc jest nadzieja dla mnie. (śmiech) Może tylko basen mógłby być ciut głębszy, bo ja jednak wolę te głębsze obiekty. Ale jak jestem na plecach to nie widzę dna, więc jest ok. (śmiech)

W Glasgow postanowiłaś się ograniczyć do startów tylko na 50 i 100 m stylem grzbietowym. To miało wpływ na Twoje przygotowania?

Tak, teraz zdecydowanie mniej pływam, a więcej robię na lądzie, na siłowni. Treningi są przyjemniejsze, nie są już takie monotonne. Nie pływamy aż tyle na progu, więcej na prędkościach maksymalnych, co widać też po dynamicznym starcie czy dopłynięciu.

Wyjątkowo dużą część kadry stanowią w tym roku dziewczyny. Odczuwasz jakoś tę zmianę?

Zawsze fajnie jest, jak jest więcej dziewczyn, bo to są jednak zupełnie inne charaktery niż faceci. Jest z kim spędzić trochę czasu i poplotkować. Fajnie też, że jest duża ekipa, bo słychać doping i można odczuć, że jesteśmy razem i wspieramy się. Mam nadzieję, że to też przyniesie kilka ładnych wyników.