Polska

Cud we Wroclawiu! Pokazali, że można wszystko - wystarczy chcieć

Szymon Gagatek 2020-10-18 19:16

Byliście kiedyś na zawodach trwających 17 godzin, na których każdy chodził uśmiechnięty od ucha do ucha, nie słychać było narzekań, nikt nie uciekał z trybun przy pierwszej możliwej okazji, a do tego świetne wyniki padały niezależnie od tego czy jest godzina 8 rano czy zegar niebezpiecznie zbliża się do północy? Bo ja nie. Aż do piątku. To właśnie tego dnia obalony został niejeden pływacki mit.

To, co wydarzyło się na XXXI Memoriale Marka Petrusewicza, zapisze się w historii. Jestem tego pewien. Chyba każdy, kto brał udział we wrocławskich zawodach, potwierdzi te słowa. Przecież zaledwie na kilkanaście godzin przed rozpoczęciem zmagań organizatorzy otrzymali informację o nowych obostrzeniach związanych z pandemią. Niezrozumiałych, bo zamykających baseny także dla sportowców uprawiających pływanie wyczynowo. Imprezę można było całkowicie odwołać, ryzykować negatywną odpowiedź ministerstwa na prośbę o umożliwienie rozgrywania jej w sobotę lub wymyślić jeszcze coś innego. Pojawił się pomysł, który z pozoru wydawał się wręcz niewykonalny - upchnięcia dwóch dni rywalizacji w jeden. Trzeba było "tylko" zdążyć rozegrać zmagania do 23:59. To oznaczało ponad 17 godzin wysiłku wielu ludzi, m. in. komisji sędziowskiej czy obsługi technicznej.

Oczywiście w trudnych sytuacjach wymagających pełnej mobilizacji Polacy czują się najlepiej. W piątek wszyscy stanęli więc na wysokości zadania. Alicja Tchórz i Grzegorz Widanka biegali z jednej strony pływalni na drugą, żeby dopilnować najdrobniejszych szczegółów. Komisja sędziowska pod przewodnictwem Ewy Furman i Waldemara Kiliana uwijała się w ukropie, żeby kolejne serie przebiegały bez problemów. Tomasz Bachórz i Adam Karłowicz sprawnie zajmowali się obsługą informatyczną. A osób, które zaangażowały się w przygotowania składające się na całe widowisko było przecież znacznie więcej. Nie sposób wymienić wszystkich, ale każdemu z osobna należą się wyjątkowe podziękowania. Bo we Wrocławiu dostaliśmy odpowiedź na coraz częściej powracające pytanie, "czy w polskim pływaniu się da". Można robić wszystko, jeżeli stworzy się zgrany, zaangażowany zespół, pełen chęci i pasji. 

Wieczorne finały to już prawdziwe show. Wyniki? Na najwyższym poziomie. Oprawa świetlna i muzyczna? Wyjątkowa i dopracowana w najmniejszych szczegółach. Do tego wszystkiego trener Widanka w roli spikera stworzył fantastyczną atmosferę, a do transmisji całego wydarzenia, realizowanej przez Michała Harasima, po raz pierwszy użyta została mobilna kamera. Towarzyszyła ona zawodnikom przy prezentacjach, wyścigach i na dekoracjach, dzięki czemu śledzenie rywalizacji przed ekranem było jeszcze bardziej komfortowe. Nie dziwi więc, że Memoriał podbił rekord oglądalności relacji na kanale Megatiming.pl na YouTube'ie. 

W tym miejscu trzeba też wspomnieć o gwiazdach całej imprezy. Najlepszymi zawodnikami rywalizacji przy Wejherowskiej zostali Kornelia Fiedkiewicz i Kacper Stokowski. Zaledwie 19-letnia Fiedkiewicz wygrała trzy konkurencje: 50 i 100 m stylem dowolnym oraz 50 m stylem motylkowym. W pierwszych dwóch uzyskiwała kapitalne rezultaty: 24.17 i 52.90, które dają jej odpowiednio 4. i 2. pozycję w klasyfikacji wszech czasów polskiego pływania. Z kolei o dwa lata starszy Stokowski triumfował na 50 m stylem motylkowym i 100 m stylem grzbietowym, a w sprinterskim finale grzbiecistów tylko nieznacznie uległ Tomaszowi Polewce. To właśnie Polewka był autorem najbardziej wartościowego rezultatu zawodów. Wynik 23.12 na 50 m stylem grzbietowym (wart 887 pkt FINA) uzyskał już w porannych eliminacjach.

Konkurencję memoriałową, a więc 100 m stylem klasycznym, wygrał Jan Kałusowski. Łodzianin obronił tytuł sprzed roku, pokonując cztery długości basenu w 58.39. Po fantastycznej walce wyprzedził Rafała Kusto (58.85). Od rana do wieczora wysoką dyspozycję prezentowali również młodzi pływacy, bijąc nawet rekordy Polski. Mało tego, padały one w najbardziej nieoczekiwanych okolicznościach - czy to w pierwszym porannym bloku (za sprawą 14-letniego Jana Brzóski) czy w ostatnim wyścigu całych zawodów tuż przed północą (dzięki 16-letniemu Ksaweremu Masiukowi). Ale o tych i innych osiągnięciach jeszcze będzie okazja szerzej opowiedzieć.

Od kilku lat Grzegorz Widanka, Alicja Tchórz i ich zespół wyznaczają trend, w którego ślad powinni pójść organizatorzy wszystkich najważniejszych imprez w naszym kraju. Ogromna pula nagród, informacje w najważniejszych programach informacyjnych, rosnąca ranga całych zawodów, czy nawet reklamy we wrocławskiej komunikacji miejskiej nie wzięły się znikąd. Były wypracowane wielkim wysiłkiem. Jeżeli ktoś zapytałby mnie więc czy warto wpaść do Wrocławia na kolejny memoriał, nie zawahał bym się nawet chwili. Odpowiedziałbym, że trzeba. Chociażby po to, żeby na nowo oczarować się możliwościami, które w polskim pływaniu cały czas drzemią.

 

zdjęcie: Kamila Świeca/Shine bright like a candle